Ogłoszenie

"KONICZYNKA" czyli FORUM z nadzieją na lepsze jutro...
...jest miejscem wymiany doświadczeń, wspierania się w chorobie, doradzania, podtrzymywania na duchu...
Glejak to trudny przeciwnik, walczmy razem =>
"Niech nasza droga będzie wspólna...", jak mówi JPII słowami umieszczonymi na dole bannera.
Zarejestrowani użytkownicy mogą korzystać z szybkiej pomocy, pisząc o swoim problemie w ChatBoxie.
Polecamy fora o podobnej tematyce:
forum glejak - to istna skarbnica wiedzy i mili, zawsze chętni do pomocy userzy i ekipa
oraz forum pro-salute - gdzie jest wiele wątków pobocznych, towarzyszących chorobie nowotworowej...

Drogi Gościu, umacniaj swoją wiarę, nie trać nadziei i... kochaj z całych sił!!!
samograj

#1 2008-08-18 23:36:19

violka49

5334707
Call me!
Skąd: Zabierzów/Kraków
Zarejestrowany: 2008-08-17
Posty: 49

Dwa razy w roku....

To był dla mnie ciężki czas....
wykryta cukrzyca u mamy, miesiąc w szpitalu.....wypisana do domu z insuliną 4xdziennie, po pół roku od szpitala pogorszenie widzenia, jazda po prywatnych gabinetach okulistycznych, masa drogich leków i po trzech tygodniach całkowita, nie odwracalna ślepota. Pierwsze tygodnie w nowej sytuacji były dla Niej okropne, nerwy, płacz, poddanie się, apatia, brak chęci do życia....mieszkałyśmy razem, wiec była zdana na mnie, na tatę, mojego męża lub moje dzieci....bolało ją to, ze tak bardzo stała się nieporadna i zależna od innych- Ona- kobieta kochająca kuchnię, gotowanie, zajmowanie się domem  i swoimi  wnukami..
miała chwile słabości i płaczu, musiałam zrezygnować z pracy aby być z Nią, podawać leki, robić insulinę, przejąć cały dom

byłam uwiązana w domu jak przysłowiowy pies przy budzie bo insulina 4x dziennie, punktualne obiady na specjalnej diecie dla diabetyków....nie krzywdowało mi się- w końcu to Ona zajmowała się mną kiedy byłam smarkaczem, kiedy pracowałam w szpitalu i ciągłam po 24h dyżury a Ona zajmowała się moimi dziećmi

po jakimś czasie postanowiłam Ją "delikatnie zmusić" aby sama robiła sobie zastrzyki (była pielęgniarką) miała Pena do insuliny wiec sprawa była prosta bo Pen "klika" co 1 jednostkę
wyjeżdżając na zakupy powiedziałam, ze nie zdążę wrócić na 13tą na zastrzyk więc musiała się przemóc i sama sobie podać insulinę....o dziwo podstęp zadziałał i od tej pory sama sobie podawała
to chyba troszkę Ją zmotywowało do dalszej "pracy" nad sobą.....stała się PRAWIE nie zależna i samodzielna po jakims czasie

wyostrzył się Jej słuch i dotyk w dłoniach..w koszyczku miała swoje leki tak poukładane, ze poznawała je palcami po opakowaniach, potrafiła nauczyć się obsługi komórki, gotowała nawet obiady!!! kiedy obierała ziemniaki sadzała mojego młodszego syna na szafce kuchennej obok zlewu, kiedy ominęła gdzieś skórkę on brał Jej palec i naprowadzał mówiąc: tu jeszcze babciu potrafiła wyprawić dzieci do szkoły, sprawdzając palcami jak są ubrani
tak cieszyła się zyciem przez 3 kolejne lata aż do tego feralnego dnia, kiedy wstała rano i miała zaburzenia równowagi, omamy słuchowe i zaczęła "mówić od rzeczy" co mnie przeraziło ! zadzwoniłam po pogotowie ale nie doczekałam się bo chyba uznali, ze nie jest to stan zagrażający życiu!!!
prowadziłam wtedy firmę - prywatny transport sanitarny (karetki)- mąż był na dyżurze na ul.Kopernika w Krakowie....ściągłam go z pracy, przyjechał z sanitariuszem, wzięli Ją na nosze i na sygnałach pojechali na ul. Śniadeckich tam gdzie leżała wcześniej. Ledwo wjechali na izbę przyjęć straciła przytomność...natychmiast Intensywna Terapia. Byłam u Niej po 3h od przyjęcia- przyszedł lekarz i padł wyrok BIAŁACZKA z przerzutami do mózgu! Toczenie krwi....siedziałam 2h, zbierałam się już do domu kiedy na monitorze zaczęło spadać tętno, kiedy zeszło do 30tu zawołałam lekarza - zatrzymanie krążenia- reanimacja- udało się Jej wrócić do nas ale Jej sine usta i opuszki palców mówiły co innego...po pół godzinie kolejna reanimacja- powrót- po 10 minutach trzecia reanimacja NIE MOGŁAM NA TO PATRZEĆ!!!! lekarz popatrzył w moją stronę a ja kiwnęłam przecząco głową....wiedział o co chodzi i zaprzestał reanimacji.....pozwoliłam Jej godnie i spokojnie odejść

16.12.2004

Ostatnio edytowany przez violka49 (2008-08-19 00:06:19)


*-* Z Oczu Ocieraj Cudze Łzy Chociaż Twoich Nikt Nie Otarł *-*
http://img153.imageshack.us/img153/9881/88650327ia3.jpg 

Offline

#2 2008-08-18 23:47:36

AZA

Zarejestrowany: 2008-08-14
Posty: 233

Re: Dwa razy w roku....

Violka, wzruszyłam się
Dziękuję za to co napisałaś
Dziękuję za to jak to napisałaś
pozdrawiam

Offline

#3 2008-08-19 00:03:53

violka49

5334707
Call me!
Skąd: Zabierzów/Kraków
Zarejestrowany: 2008-08-17
Posty: 49

Re: Dwa razy w roku....

Piotrek....mój starszy o 15cie miesięcy ode mnie brat miał 32 lata kiedy odszedł

kawał przystojnego faceta

od wielu lat mieszkał w Niemczech w Koln

dbał o siebie niesamowicie, zdrowe jedzenie, witaminy itp itd

od czerwca kiepsko się czuł, gorączka utrzymująca się po kilka tygodni po 40-41 stopni...przyjechał do Polski zrobić badania..szukali w płucach w RTG...cuda wianki,przepisali antybiotyki, które pomagały na parę tygodni, kolejny termin na badania wyznaczyli mu na połowę listopada!!!!! zjechał do Polski z końcem października bo już czuł się koszmarnie, do tego miał bardzo powiększone węzły chłonne w pachwinach i na szyi. Zawiozłam Go do szpitala,został przyjęty na oddział ZAKAŹNY "z mety" na badania. Pobrane zostały wycinki z węzłów, po 2tygodniach przyszedł wynik : CHŁONIAK z przerzutami do całego organizmu- nawet w żołądku były !!! wypił łyk wody a zwrócił wiadro organizm już nie przyjmował niczego- praktycznie śmierć głodowa.

Wyniki były w piątek i lekarz stwierdził, że jak dożyje do poniedziałku to będzie cud. Powiedziałam Piotrkowi co wyszło w histopatologii, u nas zawsze była szczerość i chciałam aby był swiadomy tego co się z nim dzieje tym bardziej, ze sam pracował na Onkologii więc nie był laikiem. Kiedy usłyszał na co jest chory miał tylko jedno zyczenie: chciał odejść spokojnie i nie życzył sobie żadnych prób reanimowania Go. Ostanie dni mieszkałam praktycznie w szpitalu. Chciałam być przy Nim w "tym momencie" i dopilnować osobiście aby stało się tak jak sobie tego życzył. Pielęgniarki co prawda były poinformowane o woli pacjenta ale ....
W noc kiedy odszedł (noc z niedzieli na poniedziałek)wróciłam do domu ze szpitala o 22giej a o 23ej zadzwonił do mnie czy przyjadę do Niego zpowrotem....zapytałam czy coś się dzieje? odparł, ze nie ale chce żebym przyjechała. W 15 minut byłam na szpitalu! razem spędziliśmy ostanie 2,5 godziny....odszedł spokojnie zasypiając tak jak lekarz powiedział w poniedziałek o 2 rano


16.11.2005

Ostatnio edytowany przez violka49 (2008-08-19 00:06:04)


*-* Z Oczu Ocieraj Cudze Łzy Chociaż Twoich Nikt Nie Otarł *-*
http://img153.imageshack.us/img153/9881/88650327ia3.jpg 

Offline

#4 2008-08-19 07:46:30

alwerniAnka

Zarejestrowany: 2008-08-15
Posty: 170

Re: Dwa razy w roku....

Wiolu, dziękuję za te wzruszające świadectwa... Piękne życie, piękna śmierć, wspaniali najbliżsi - tak mało mówi się o tym w mediach...
Przypomniałam sobie trwanie przy chorym tacie (on także odszedł na skutek spustoszeń, jakie dokonała w jego organizmie cukrzyca)... Były to miesiące trudne, ale jednocześnie jakoś piękne...
Jak dobrze, że jest to forum...

Offline

#5 2008-08-19 09:30:25

AZA

Zarejestrowany: 2008-08-14
Posty: 233

Re: Dwa razy w roku....

Viola......
dziękuję

Offline

#6 2008-08-19 11:40:29

violka49

5334707
Call me!
Skąd: Zabierzów/Kraków
Zarejestrowany: 2008-08-17
Posty: 49

Re: Dwa razy w roku....

nie powiem, ze lekko mi przyszło napisać te posty bo wspomnienia tamtych chwil koszmarnie bolą do dziś...starałam się to wymazać z pamięci ale nie dam rady, nie potrafię ;(  chciałam pamiętać tylko te dobre czasy ale to nie możliwe .....śmierć mamy przyszła tak szybko- praktycznie w 6godzin, natomiast na cierpienie Piotrka patrzyłam trzy tygodnie, widziałam jak ginie w oczach, jak chudnie, jak cierpi z bólu pomimo podawanej morfiny "na życzenie", był świadomy i przytomny do ostatnich sekund...ukrywałam łzy w ostatnich godzinach ale On i tak widział, ze płaczę i pocieszał mnie mówiąc : "nie płacz Mała, będzie dobrze", jedynym pocieszeniem dla mnie jest to, że spełniłam jego życzenie...pozwoliłam Mu spokojnie odejść, trzymał mnie za rękę kiedy gasło w nim życie wiem, że czuł się wtedy bezpiecznie. Odszedł w sekundzie...chciał obrócić się z pleców na bok- pomogłam mu, ostanie słowa jakie usłyszałam to : "jeszcze Ci chwilę dupę pozawracam mała" zdążyłam odpowiedzieć : " a zawracaj ile tylko chcesz" i zaczął się koniec.....na boku spokojnie zwolnił oddech, głaskałam go po plecach, trwało to może 10-15 sekund- zsiniały paznokcie u rąk- wiedziałam , ze to JUŻ. Po około 10 minutach od ustania oddechu poszłam po pielęgniarkę, otwarłyśmy okno na sali (to taki przesąd aby Dusza spokojnie uleciała) ułożyłyśmy Go na wznak, dopiero chyba po 20 minutach zadzwoniłyśmy po lekarza dyżurnego aby stwierdził zgon....jak bardzo bolą takie wspomnienia nawet po tak długim czasie....znów się uryczałam po pachy :cry:


*-* Z Oczu Ocieraj Cudze Łzy Chociaż Twoich Nikt Nie Otarł *-*
http://img153.imageshack.us/img153/9881/88650327ia3.jpg 

Offline

#7 2008-08-19 12:56:56

AZA

Zarejestrowany: 2008-08-14
Posty: 233

Re: Dwa razy w roku....

Jeszcze raz dziękuję

Offline

#8 2008-08-19 22:46:07

 samograj

Administrator

5574523
Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2008-08-14
Posty: 1035
WWW

Re: Dwa razy w roku....

Violka :*


pozdrawiam, samograj 
Jeżeli nie znasz ojca choroby, pamiętaj, że jej matką jest zła dieta.

http://img118.imageshack.us/img118/4660/70793357ye1.jpg http://img300.imageshack.us/img300/7097/bannerpiesportretymalyia4.jpg http://img398.imageshack.us/img398/5507/ogarpolskimg6.jpg

Offline

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
SeaLofts By The Sea https://szamboczerwionka.pl/ hotele w Ciechocinku fizjoterapeuta ursus