Nie raz wracam do Twojego wątku Doroto. Wyobrażam sobie jak trudno było i jest obecnie Tobie. Ze śmiercią syna bardzo długo nam było się trudno pogodzić. Dzisiejszą Mszę św. ofiaruję za Ciebie i Twojego Tatusia. Sam jestem po zawale obecnie w szpitalu rehabilitacyjnym (opisałem go na blogu). Dla Ireny - Ewy staram się o jakąś rehabilitację bo ma kłopoty z chodzeniem.
Jerzy
Offline
Gość
wczoraj o godzinie 4:20 odszedł mój najlepszy przyjaciel-Mój Tatuń...serce mi pękło..tyle jeszcze chciałabym powiedzieć,zrobić...mam nadzieję,żę mi wybaczy wszystko co złe...
Gdynianka
Bardzo mi przykro... [*]
_________¶¶
_________¶¶¶¶
________¶¶__¶¶
_______¶¶____¶¶
________¶¶__¶¶
_________¶¶¶¶
__________¶¶
_______¶¶¶¶¶¶¶¶
__¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_¶¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶¶¶
¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_¶¶¶¶¶¶________¶¶¶¶¶¶
__¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶¶
___¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶
_____¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶
______¶¶¶¶__¶¶¶¶
_______¶¶¶¶¶¶¶¶
___¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
Offline
Andamibo! O co prosisz?
Czego od nas oczekujesz?
Kto ma Ci wybaczyć "wszystko co złe"?
Tylko Bóg może Ci zło wybaczyć.
Offline
Kochani.. dzisiaj w nocy minie 3 rocznica śmierci mojego taty.. ten cały okres od listopada przez styczeń jest dla mnie najgorszy. Rany są tak świeże, że nawet nie muszę czytać mojego wątku na forum bo pamiętam wszystko tak jakby to się działo teraz ból jest potworny..
W dodatku nieprawdopodobne jest to, że w tej chwili siedzę z moim ukochanym kotem, który zachorował w listopadzie na najzłośliwszy, najbardziej bolesny i wyniszczający nowotwór (kostniako-mięsak) i po dzisiejszej wizycie u weterynarza zdecydowałyśmy się uśpić Czarusia i to chyba w dniu jutrzejszym po mszy, która będzie w rocznice taty śmierci.. Wierzę, że będą razem..
Uploaded with ImageShack.us
Offline
Gdynianka
Dorotko, bardzo mi przykro... [*][*][*]
_________¶¶
_________¶¶¶¶
________¶¶__¶¶
_______¶¶____¶¶
________¶¶__¶¶
_________¶¶¶¶
__________¶¶
_______¶¶¶¶¶¶¶¶
__¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_¶¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶¶¶
¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
_¶¶¶¶¶¶________¶¶¶¶¶¶
__¶¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶¶
___¶¶¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶¶¶
_____¶¶¶¶¶__¶¶¶¶¶
______¶¶¶¶__¶¶¶¶
_______¶¶¶¶¶¶¶¶
___¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶¶
Offline
Od kilku dni nie znajduję słów, którymi mógłbym Ciebie Dorotko pocieszyć. Każdego dnia wchodzę na Koniczynkę, na twój wątek i cofam się, bojąc się by Cię w dobrej woli nie urazić. Cieszę się, że zaglądasz tu czasami. Dziękuję za życzenia Noworoczne i życzę by reszta 2012 roku była dla Ciebie bardziej łaskawa niż smutny początek. Trzymaj się!
Ps: Przy okazji pozdrawiam Marzenę i Azę które zdobyły się na słowa pociechy dla Ciebie. Martwię się o stan Patki, która każdego dnia odwiedza Koniczynkę i mój blog, nie mogąc się zdobyć na kilka słów.
Pozdrawiam też tych którzy raz na tydzień, raz na miesiąc, albo jeszcze rzadziej wchodzą do Koniczynki. Rozumiem ich.
Offline
Gdynianka
IRENA-EWA napisał:
Przy okazji pozdrawiam Marzenę i Azę które zdobyły się na słowa pociechy dla Ciebie.
Dziękuję bardzo, wzajemnie pozdrawiam.
Offline
Kochani!
Dzisiaj mija 4 lata od śmierci taty..
Tak bym chciała mieć tyle siły co miałam wtedy..
Ostatnio czytałam jakiś artykuł o GMB i zadziwił mnie fakt, że jeden pan pisał, że jak mu zdiagnozowali GMB (gdzieś za granicą) to lekarz ocenił, że miał go już od 10 lat
Teraz myślę, że może trzeba było tego g*** nie ruszać..może wszystko potoczyło by się inaczej..
Mogę potwierdzić, że czuję też swoją rocznicę bo dzisiaj mija 4 lata odkąd pękło mi serce..
Na szczęście moja wiara w Boga pozwala mi po mału wracać do normalnego życia..
Jeśli możecie proszę pomódlcie się za mojego tatę
Offline
Dorotko.....
Ale ten czas leci... już 4 lata!
Też mam takie wrażenie, że gdybyśmy nie ruszali tych 23 mm skrajnie w płacie skroniowym, to pewnie długo jeszcze oprócz świadomości, że w głowie mieszka nieproszony lokator, nie byłoby żadnych objawów (bo depakina chroniłaby przed atakami padaczki)...Przecież do naświetlań Krzysiek był zupełnie normalnym, aktywnym facetem...... a potem 75 mm martwicy.
Ale.... pewnie i tak by umarł..... tyle, że nieco później i.... też by bolało, też pękałoby serce..... i też myślałabym, że to nie pora!!!!
Niech Twój Tata odpoczywa.....
A Ty sięgnij do kieliszka po koniczynkę.... niech Ci przyniesie szczęście:
Offline
Drogie Panie!
Wybieram się jutro z moją Ewą na III Pokutny Marsz Różańcowy ulicami Poznania. Ma tylko siedzieć obok mnie na fotelu pasażera i się modlić. Czy to jednak nie przekroczy Jej możliwości? Jak sobie damy radę? Gdzie Jej wymienię pampersy? Czy mogę Ją zostawić na kilka godzin samą w domu? Czy też zostać z Nią w domu i nie dzwonić Pojednaniem ludziom w czasie modlitw? Wiele pytań jakie mnie naszły w czasie wieczornej dzisiejszej modlitwy, które zawisły bez odpowiedzi. Idziemy spać. Nie wejdę jeszcze na Koniczynkę, może komuś potrzeba pomocy?
Tak trudno nam ludziom do końca zawierzyć Bogu. Po pierwsze Ewa nie jest moja, choć ją do szaleństwa kocham. To tylko moja żona, ale Ona należy do Boga. Po drugie skoro sama zgodziła się na jutrzejszy wyjazd to niby czym ryzykuję? W najgorszym wypadku przemoczonym siedzeniem. Ale to i Jej samochód, którym 4 lata temu mnie woziła. A tak po prawdzie to wszystko w rękach Boga i skoro chcemy jutro obmadlać między innymi Waszych najbliższych i Was Drogie Panie, to pewno nie będzie nam rzucał kłód pod nogi.
Offline
Dorotea Dzis wieczorem wspomne z pewnoscią
Wawik
Irena i Jerzy Tak trudno nam ludziom do końca zawierzyć Bogu
własnie mam z tym problem a jednocześnie tyle problemów do rozwiazania. Postaram sie Wam to wyjasnić. Moi synkowie fajni chłopacy, dobrze się uczą brak problemów wychowawczych ale mam watpliwosci co do mojego z nimi postepowania. Jestem gosciem bardzo impulsywnym i w działaniu wobec innych ludzi czesto przedstawiam im wzory które nie chciałbym by nasladowali tzn zawsze jak ktos próbuje ze mna pogrywac (a oni jak to dzieciaki też próbują) to ja musze byc zwyciezcą bez wzgledu na uzyte srodki. Potem gdy moi chłopacy zachowuja sie tak samo wobec otaczajacego swiata (swoich kolegów) którzy zaszli im za skórę czy nawet wobec siebie powielaja przestawiony im przeze mnie samego wzorzec jednak w tym momencie patrzac z boku ich zachowanie bradzo mi się ono nie podoba czyli w momencie impulsu swoje własne zachowanie akceptuje ale gdy widzę je u moich synków naturalnie powielane to jest nie do zaakceptowania. Mam nadzieje ze zrzumieliscie bo to co z tego wynika jest bardzo istotne. Otóż wynika z tego ze w swoim zacietrzewieniu i walce o swoje zatracają miłosierdzie i umiejetenośc zrozumienia drugiego człowieka - brata, kolegi, czy pani na ulicy(stąd ciagłe miedzy moimi chłopakami spory i walki) - . Jest to dla mnie przerazajace bo to prowadzi do nienawisci, znieczulicy na potrzeby innych braku wrażliwosci i wszystko co paskudne. Jak ich tak obserwuje to mam wyrzuty sumienia i słusznie bo przez moje zachowanie stają sie złymi ludzmi a tego najbardziej pragne uniknać i byłaby to dla mnie najwieksza porażka gdyby takimi ludzmi sie stali. Otóż od swiat Bożego Narodzenia i wspólnej komunii błagam o wsparcie z góry o to bym nie zepsuł własnych dzieci, błagam o wskazówki jak ich wychować bo to najtrudniejsza z rzeczy jakie mnie w zuciu spotkała. Walcze z tym problemem juz dłuzszy czas ale teraz czuje postep bo pierwsza wskazówka brzmiała zacznij od siebie. Zrozumiałem ze musze opanowac emocje bo po fakcie to ja jestem madry i dobrze wiem ze złe wzorce juz poszły ale knyf jest w tym by powstrzymac sie nie wybuchnać i nie zakodowac im takiego zachowania. Musze ich za wszelka cene nauczyc patrzenia na swiat i drugiego człowieka z wielkim szacunkiem i miłoscią by nikt przez nich nie płakał oto mój cel!!! I z tym wiąże sie ów zawierzenie bo czuje że bez pomocy i natchnienia Pana nie poradze sobie z tym problemem a jednak nie do końca potrafie oprzeć sie na skale. Czuje Jego ogromne wsparcie i sam tez zaczynam inaczej postrzegać zdarzenia . Osiagnałem juz stadium ze wyłapuje ten moment jakby ktos właczył pauze w filmie że własnie w tej chwili powinieniem zachowac sie tak a nie inaczej przytulic ich pogłaskac wytłumaczyć a nie ochrzaniać że znowu sie tłuką i wtedy przychodzi wielka ulga, satysfakcja i niesamowite uczucie że ktos zasterował moja osoba bym nie bładził wiecej ale ciagle jeszcze czuje ze nie do konca zawierzyłem.
No to tyle moich opowiesci czesto o Was wszystkich myslę
a takze pozdrawiam Irene i Jerzego bo ich wpisy zwasze mnie natchną do refleksji nad soba samym a to dla mnie bardzo duzo bo sprawia iż zatrzymuje sie i analizuje w jakim jestem punkcie.
Wawik
Ostatnio edytowany przez wawik (2013-01-14 23:29:37)
Offline
Wawiku, kochany.... NIE JESTEŚMY I NIE BĘDZIEMY NIGDY DOSKONALI!!!
Widzisz u siebie poprawę.... zatrzymujesz się na chwilę... i tu ja widzę Palec Boży.... cierpliwości... nie da się od razu wyplenić narowów... to jest długotrwały proces, przez który prowadzi Cię Pan Bóg... pewnie ma swoje powody, żeby to było ewolucją a nie rewolucją - wiesz dlaczego? Bo każda nagła zmiana w zachowaniu powoduje niepokój (czy jest to zmiana na dobre czy na złe) otoczenia... nalezy DAWKOWAĆ nowy model powoli.
Pewien Dominikanin z Krakowa, kiedy powiedziałam mu, że mam problemy z wiarą, powiedział, żebym sobie odpuściła zniecierpliwienie, NIC NA SIŁĘ, NIC NA SZYBKO....
Dostałam jedno zadanie...Zaglądać do Kościoła, siadać przed ołtarzem i... powierzać się Bogu....
Powiedział:"Samo przyjdzie!"
I.. przyszło
Na marginesie:
Polecam ksiązkę POROZUMIENIE BEZ PRZEMOCY (mozna ją ściagnąć z chomika) - idealnie pomaga budować zdrowe relacje z otoczeniem... BARDZO POLECAM, BAAARDZO!
DUUUUUŻA BUŹKA :*
Offline
Drogi Wawiku.
Zawierzyć Bogu do końca, to zdać się z tym, z czym sobie nie możemy tak "po ludzku" poradzić Bogu. Jest to jednak transakcja obopólna i niekiedy długotrwała i trudna zwłaszcza, gdy na jednej szali przetargu z Bogiem postawisz życie wieczne swojego dziecka. Wiesz, na 100% wiesz, że dziecko twoje zgrzeszyło ciężko przeciwko Bogu, krzywdząc przy tym bliźnich. Nie tylko zgrzeszyło, ale trwa w tym grzechu, nie tylko trwa, ale manifestuje przed tobą, że chce w tym grzechu, wołającym o pomstę do nieba trwać. A trwając przekonywać otoczenie nazywając zło dobrem.
Podaję Ci Wawiku skrajny przykład, ale przypadki chodzą po ludziach. Miłość Boża została publicznie zdeptana. Bóg został wykpiony, ośmieszony. I co mi zrobisz Boże słyszysz głos własnego dzieciaka. Będziesz bił? Nie! Powiesz, że to cię nie rusza? Odetniesz się? Odetniesz się od syna,skazując go świadomie na wieczne potępienie? A może odpuścisz sobie i powiesz: takie mamy realia, taki jest dzisiaj zwariowany świat, gorsze rzeczy się dzieją, skoro zdania są podzielone, a ja nie mam już wpływu na dzieciaka, ludzie go nie potępiają, to i ja nie będę mu nadawał, wiadro się przewróciło i woda się rozlała. Gdy był młodszy wymuszałem na nim takie czy inne zachowanie, robiłem to bardzo impulsywnie. Nic na to nie poradzę, że jestem cholerykiem i moi synowie też są tacy. Jak byli mali to się nawet z tego cieszyłem, że nie są takie "ciepłe kluchy" . No może nie pokazywałem im miłującego Ojca i Jego Syna Jezusa Chrystusa i nie mówiłem im o Duchu Świętym pocieszycielu. Ale nie będę ich wychowywał na mazgajów. Życie jest brutalne, niech się uczą walczyć o swoje. Oko za oko. No ale dzisiaj? Dzisiaj to dorosłe chłopy.
Przypominam sobie jak ja kochałem mego Ojca? A tak konkretnie, to za co ja Go tak kochałem? Może warto teraz, gdy tyle lat upłynęło od Jego odejścia, nad tym się zastanowić? Ciekawe, czy moja odpowiedź będzie taka, jak przed laty? Papież Jan Paweł II odpowiadając na pytanie o źródła swojej wiary wskazał dziennikarzowi między innymi na postać swego ojca, jaką zachował w pamięci. Była to postać klęczącego na kolanach ojca modlącego się w domu. Nie w czasie rannego czy wieczornego pacierza, ale w środku nocy. Obudziwszy się w środku nocy przyszły Papież, był świadkiem modlitwy swego ojca. O cóż mógł się modlić ten oficer?
Niekiedy przychodzi za grzechy syna na drugiej szali przed Bogiem złożyć ziemskiemu ojcu, to co człowiek na najcenniejsze - życie. Zawierzyć Bogu do końca. Za zerwanie przez syna z grzechem ciężkim, za zamianę piekła na czyściec ziemskie życie ojca. Ojcze Przedwieczny ofiaruję Ci Ciało i Krew najdroższego Syna Twego a Pana naszego Jezusa Chrystusa za grzechy nasze i całego świata. Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas ojców, naszych chłopaków i dla całego świata.
Gdy dzisiaj rano byłem na Mszy św. uwagę moją przykuła figura Matki Bożej z dzieciątkiem Jezus na rękach. To symbol mojej odpowiedzi dla Wawika pomyślałem sobie. Z taką miłością z jaką Maryja i Święty Józef nosili Jezusa z taką Ty i ja mamy nosić naszych chłopaków. Nie ważne ile mają lat i ile dzisiaj ważą. Nie godzi się nam wyżywać nad dzieckiem Bożym. Więcej osiągniemy tuląc ich do serca i głaskając choćby i po łysinie. Ale najważniejsze: na jotę nie wolno nam zła nazywać dobrem, albo udawać, że nie dzieje się ludzka krzywda. Więcej na ten temat mam zamiar napisać na swoim blogu omawiając rachunek sumienia w odniesieniu do czwartego przykazania: Czcij ojca swego i matkę swoją w zakresie pytań jakie stawiali sobie nasi prapradziadowie w stosunku do swoich dzieci wg książeczki do nabożeństwa sprzed 170 lat. To niczym nie zmutowana nauka Rzymskiego Kościoła Katolickiego warta przetrawienia.
Jerzy.
Offline
Sorry, ale muszę napisać komentarz, bo przeraża mnie postawa Jurka.... z całym szacunkiem, Jerzy.
IRENA-EWA napisał:
Gdy był młodszy wymuszałem na nim takie czy inne zachowanie, robiłem to bardzo impulsywnie.
Nic na to nie poradzę, że jestem cholerykiem i moi synowie też są tacy.
Sorry, ale trudny charakter jest dany przez Boga nie po to, żeby sobie odpuścić mówiąc: "taki mam charakter, nic na to nie poradzę...."
To pole do pracy nad sobą a... krzywdy, jakie się wyrządza dzieciom, krzycząc, wymuszając, potem się odbijają na przyszłych zachowaniach (również w stosunku do swoich dzieci - powiela się model), wyborach, relacjach i.... stosunku do Boga przede wszystkim, bo to Ojciec daje przykład dzieciom... on buduje w dzieciach obraz Boga Ojca, którego mamy kochać i przychodzić do Niego z Miłości, a nie ZE STRACHU czy źle pojętego poczucia obowiązku!!!!
Czy Bóg wymusza posłuszeństwo?
Czy 10-cioro przykazań to surowy nakaz, z którego co do Joty rozliczy nas Bóg-buchalter czy też drogowskaz, jak żyć, by się nam dobrze powodziło (tu i potem)?
Syn szukał MIŁOŚCI - na oślep, bezmyślnie, zachłannie.... DLACZEGO? Dlaczego tam?
Czego mu zabrakło w domu rodzinnym?
Miłość Boża została publicznie zdeptana. Bóg został wykpiony, ośmieszony. I co mi zrobisz Boże słyszysz głos własnego dzieciaka. Będziesz bił? Nie! Powiesz, że to cię nie rusza? Odetniesz się? Odetniesz się od syna,skazując go świadomie na wieczne potępienie? A może odpuścisz sobie i powiesz: takie mamy realia, taki jest dzisiaj zwariowany świat, gorsze rzeczy się dzieją, skoro zdania są podzielone, a ja nie mam już wpływu na dzieciaka, ludzie go nie potępiają, to i ja nie będę mu nadawał, wiadro się przewróciło i woda się rozlała.
Czego w Bogu jest więcej? OSĄDZANIA, ROZLICZANIA czy MIŁOSIERDZIA? A może po równo?
A może potrzeba było czasu? (przypowieść o robotnikach z winnicy.... tyle samo dostali Ci co przyszli ostatni.... może Bóg dał mu czas...... ale..... wyrzuty, ojcowskie wyrzuty........ doprowadziły do tego, że nie miał szansy skorzystać z tego czasu).
A może trzeba było sobie odpuścić rozmowy i napominania, a skupić się na najważniejszym---> NA MODLITWIE. TYLKO NA MODLITWIE.
Czy św. MONIKA robiła wyrzuty św. Augustynowi, że się źle prowadzi?
Czy go straszyła piekłem za swoje występki?
Chyba nie... MODLIŁA SIĘ ŻARLIWIE.
A Augustyn robił co chciał... do czasu.... sam się przekonał, że to co robi jest pogwałceniem Bożej Miłości. SAM DO TEGO DOSZEDŁ PO LATACH - miał czas na to, żeby odciąć się od rodziny i... samemu odkryć istotę Boga. Pewnie modlitwy Moniki miały kolosalne znaczenie.
Qrcze..... Jerzy.... nic się nie zmieniłeś.... jak bumerang powraca Łukasz, jako przykład na to, co dzieje się z tymi, którzy się źle prowadzą.
A syn marnotrawny? Czy ojciec powiedział mu złe słowo... jakiekolwiek?
Ja nie znam szczegółów.... ale z Twojej wypowiedzi wywnioskowałam, że nie obdarowałeś Syna BEZWARUNKOWĄ MIŁOŚCIĄ.
Ale to zapewne jest Łaska, której Tobie Bóg poskąpił z sobie tylko wiadomych powodów. Tak miało być?
A może Bóg coś mówił do Ciebie, tylko tego nie chciałeś słuchać? Często jesteśmy bardziej papiescy od papieża.
Nie osądzam, próbuję jedynie pokazać inne spojrzenie.
No może nie pokazywałem im miłującego Ojca i Jego Syna Jezusa Chrystusa i nie mówiłem im o Duchu Świętym pocieszycielu. Ale nie będę ich wychowywał na mazgajów. Życie jest brutalne, niech się uczą walczyć o swoje. Oko za oko.
Hmmmm..... a Łukasz był mazgajem? Był inny niż jego bracia?
JAKI BYŁ ŁUKASZ?
Jakim był dzieckiem.... napisz, proszę.
Przypominam sobie jak ja kochałem mego Ojca? A tak konkretnie, to za co ja Go tak kochałem? Może warto teraz, gdy tyle lat upłynęło od Jego odejścia, nad tym się zastanowić? Ciekawe, czy moja odpowiedź będzie taka, jak przed laty? Papież Jan Paweł II odpowiadając na pytanie o źródła swojej wiary wskazał dziennikarzowi między innymi na postać swego ojca, jaką zachował w pamięci. Była to postać klęczącego na kolanach ojca modlącego się w domu. Nie w czasie rannego czy wieczornego pacierza, ale w środku nocy. Obudziwszy się w środku nocy przyszły Papież, był świadkiem modlitwy swego ojca. O cóż mógł się modlić ten oficer?
No właśnie... czasem nie należy dużo mówić, komentować, tylko upaść na kolana i trwać... przepraszając w pierwszej kolejności za swoje uchybienia, a potem błagając o nawrócenie dla innych....
Niekiedy przychodzi za grzechy syna na drugiej szali przed Bogiem złożyć ziemskiemu ojcu, to co człowiek na najcenniejsze - życie. Zawierzyć Bogu do końca. Za zerwanie przez syna z grzechem ciężkim, za zamianę piekła na czyściec ziemskie życie ojca. Ojcze Przedwieczny ofiaruję Ci Ciało i Krew najdroższego Syna Twego a Pana naszego Jezusa Chrystusa za grzechy nasze i całego świata. Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas ojców, naszych chłopaków i dla całego świata.
Tego nie rozumiem...
Gdy dzisiaj rano byłem na Mszy św. uwagę moją przykuła figura Matki Bożej z dzieciątkiem Jezus na rękach. To symbol mojej odpowiedzi dla Wawika pomyślałem sobie. Z taką miłością z jaką Maryja i Święty Józef nosili Jezusa z taką Ty i ja mamy nosić naszych chłopaków. Nie ważne ile mają lat i ile dzisiaj ważą. Nie godzi się nam wyżywać nad dzieckiem Bożym.
Zgadzam się.
Więcej osiągniemy tuląc ich do serca i głaskając choćby i po łysinie. Ale najważniejsze: na jotę nie wolno nam zła nazywać dobrem, albo udawać, że nie dzieje się ludzka krzywda
Zgadzam się...
Jezus tak postępował.... ale też bronił tych, których zachowanie potępiali inni (jawnogrzesznicę, celnika).... nazywał zło złem.... ale kazał rzucić kamieniem tym, którzy są bez winy, bez grzechu......
Czego zatem wtedy zabrakło? Ze strony Łukasza? I z Twojej strony....
Chciałabym zrozumieć.... nasze pojęcia Boga i spojrzenie na różne "wypadki" są odmienne w wielu aspektach.
Naprostuj mnie, Jerzy! Tak po prostu... zwięźle i zrozumiale.
Offline
Rozczaruję Cię Aniu, ale nie będzie prostowania. Być może, że Wawik moje słowa nieco inaczej odbierze i będą dla Niego, wraz z Twoim komentarzem tymi, na które czekał. Tobie natomiast bardzo dziękuję za szeroki komentarz i doskonale rozumiem, Twoją odpowiedź. Wiedząc tyle co Ty, też bym podobnie skomentował podobne słowa innej osoby. Są jednak sprawy o których nawet na własnym blogu nie mogę pisać, może kiedyś i Ty je zrozumiesz. Przepraszam za tyle niejasności!
Jerzy.
Offline
Pozwolisz, dorotea, że wkleję tu Twoją informację- pewnie nie masz do tego głowy.
Nie zakładam nowego wątku.... to będzie miejsce modlitwy za dziadka i jego wnuczkę, LIVIĘ:
Trzymaj się dzielnie, kochana...
Offline