Walki z glejakiem ciąg dalszy
Gdy po dwóch nocach spędzonych na korytarzu przenieśli mnie wreszcie do jednego z pokoi (leżało w nim sześć osób) poczułam się nieco bezpieczniej (jakby miejsce decydowało o bezpieczeństwie!!!!!!)! Już wiedziałam, że guz nadaje się do operacji ze względu na jego umiejscowienie. Czekała mnie natomiast kolejna niespodzianka, a mianowicie – dr Moskal robił nadzwyczajne podchody, by wyciągnąć mnie z pokoju. Gdy już wyszłam na korytarz powiedział mi, że nie mam się pod żadnym pozorem dać wypisać ze szpitala, tylko „wymusić”, żeby mnie przewieźli karetką pogotowia na neurochirurgię przy ul. Przybyszewskiego. Oświadczył, że w przeciwnym wypadku będę musiała czekać na miejsce ok. trzy miesiące i dać solidną łapówkę (w 2005 r. była to stawka minimum 2000 zł), a wówczas może być już za późno. Ta informacja mnie zmroziła. Wprawdzie słyszałam tu i ówdzie o łapownictwie w naszej służbie zdrowia, ale jakoś nie doświadczyłam nigdy tego na własnej skórze (mimo bardzo licznych pobytów w szpitalu). Cóż! Postanowiłam ściśle dostosować się do zaleceń dr Moskala. Teraz już wiedziałam że on był bliżej „źródła” i wie najlepiej.
Teraz już były tylko kroplówki; na zmianę dexaven i manitol, manitol i dexaven i tak w kółko Macieju. Na szczęście ja już byłam całkiem spokojna o swój dalszy los. Po prostu zawierzyłam się bez reszty Miłosierdziu Bożemu za wstawiennictwem Jana Pawła II i nie dopuszczałam myśli, że może się cokolwiek nie udać. Wręcz przeciwnie zapewniałam moje współpacjentki z pokoju, że im się też powiedzie. Wydaje mi się, że byłam dobrym duchem dla wszystkich. Gdy przyszedł po mnie sanitariusz z karetki wszystkie panie podniosły lament, że „kto je będzie teraz pocieszał, kto ukoi ich ból i w końcu kto im będzie usługiwał”. Byłam z całego zespołu najmłodsza. Po kroplówkach czułam się już nie najgorzej i gdyby nie ostrzeżenia dr Moskala właściwie chciałabym już wracać do domu. Ciągle nie do końca zdawałam sobie sprawę z mojej sytuacji, a już wcale nie dopuszczałam myśli, że „ta paskuda” może być złośliwa. Życie jednak jest okrutne i okazało się, że jest inaczej, że glejak, którego wyhodowałam w głowie nie dość, że jest złośliwy (II WHO) to jeszcze zaistniała konieczność długotrwałej radioterapii, po której straciłam znaczną część włosów (nie odrosły mi do dnia dzisiejszego), miałam całkowicie spaloną skórę i „takie tam”. O tym jednak napiszę „inną razą”
Irena-Ewa
Offline
Dokument:
Baranowo – Lutycka (Juraszów ) 2sierpnień 2005
Pan Profesor
Stanisław Nowak
Tak, jak życie Ojca Świętego Jana Pawła II zostało oddane w ręce lekarzy po zamachu na jego życie w dniu 13 maja 1981 roku, tak i moje życie zostaje oddane w Pańskie ręce Panie Profesorze. Jednocześnie mocno wierzę, że Ten, który jest jedynym Panem Życia i śmierci, jeśli zechce sam mi to życie przedłuży, niejako podaruje na nowo.
Równo trzy miesiąc temu potrafiłam jeszcze napisać do lokalnej prasy załączony do tego listu artykuł. Od tego czasu zaczęło się dziać coś niedobrego z moją głową, z dnia na dzień traciłam siły, a moje myśli coraz trudniej mi było przelać nie tylko na papier, ale i wypowiedzieć. Coraz częściej zdarzało mi się w ciągu dnia, że musiałam się położyć i przespać, bo za chwilę czułam że się przewrócę. Coś we mnie siedziało, o czym nie miałam pojęcia.
Gdy doszło do tego, że na imieninach synowej 27 lipca nie potrafiłam prowadzić z gośćmi konwersacji i nie czując się na siłach , po raz pierwszy w życiu oddałam kluczyki od samochodu mężowi, ten następnego dnia zgłosił mnie na wizytę do lekarza domowego, który dał mi skierowanie do szpitala. I tak to 28 lipca znalazłam się w szpitalu na Lutyckiej z rozpoznaniem guza mózgu.
Gorąco wierzę w to, że Ojciec Święty Jan Paweł II sprawi ten cud, że będę mogła wespół z mężem przy Pańskiej osobistej pomocy Panie Profesorze i całego Pańskiego zespołu dokończyć to dzieło Bożego Miłosierdzia, które wspólnie z mężem rozpoczęliśmy.
Ufna w to, że Pan Bóg, kolejny już raz przedłuży to moje ziemskie życie, bym mogła chwalić Jego Nieskończone Miłosierdzie.
Pańska pacjentka z Barnowa
Irena Zygarłowska
p.s: List ten napisał mój mąż przelewając na papier moje „nieuczesane” myśli i słowa. Gorąco wierzę w to, że następny list z podziękowaniami napiszę już sama.
(co potem zrealizowałam – dopisek I.Z.)
Offline
Ciąg dalszy oczekiwania na operację!
Zaczęło mi się dłużyć już w szpitalu przy ul. Juraszów, ale pomna tego co powiedział mi dr Jakub Moskal nie okazywałam tego w żaden sposób. Choć przyznać muszę, że już nie mogłam się doczekać, kiedy przewiozą mnie karetką na neurochirurgię przy ul. Przybyszewskiego. Najważniejsze jednak, że żadna z moich współpacjentek nie zauważyła we mnie napięcia. Ciężko jednak było wytrzymać, głównie z uwagi na upały, jakie tego roku panowały. Wręcz nie było czym oddychać. W ciągu dnia temperatura dochodziła do 36 stopni, zaś w nocy były ulewne deszcze z wielkimi nawałnicami. Na szczęście mój „chłop” odwiedzał mnie najczęściej dwa razy dziennie, co łagodziło tęsknotę za domem.
Doczekałam się wreszcie przewiezienia na „Przybysza”. Była to środa ok. południa. Przedtem jednak przyszło mi się pożegnać ze współlokatorkami. Były płacze i zawodzenia i takie tam inne jęki, ale musiałam się pospieszyć, gdyż karetka czekała już na mnie przed portiernią. Widząc co się dzieje postanowiłam w duchu, że jak tylko poczuję się lepiej, natychmiast obiorę kurs na Juraszów, by odwiedzić moje współlokatorki. Czułam się w obowiązku odwiedzić je i pocieszyć Szpital opuściłam z takim oto wypisem:
Szpital Wojewódzki w Poznaniu Oddział Neurologiczny
z Pododdziałem Intensywnego Nadzoru nad Chorymi z Udarem Mózgu i Zespołem ds. Stwardnienia Rozsianego
Poznań,03.08.2005
Wyciąg z Karty informacyjnej leczenia szpitalnego nr 199207533
Irena Zygarłowska przebywała w szpitalu od 28.07.05 do 03.08.05
Rozpoznanie: Tumor metastaticum reg.frontalis sin. Hemiparesis dex. gr .minoris. Status post operationem polypi coli. Hypertonia arterialis. Obesitas.
KT głowy: Obrzęk mózgu. W obrębie lewego płata czołowego widoczny niejednorodny guz o nieregularnych obrysach i wym. ok. 53x50 mm, który po podaniu S.C. ulega silnemu wzmocnieniu kontrastowemu w części litej. Na obwodzie guza widoczne masywne zwapnienia, wewnątrz guza widoczne obszary hipodensyjne, nie ulegające istotnemu wzmocnieniu kontrastowemu. Guzowi towarzyszy rozległy obrzęk istoty białej. Sierp mózgu w części przedniej ugiętyi przemieszczony w stronę prawą. Układ komorowy uciśnięty i przemieszczony na prawą stronę ok 7 mm od linii pośrodkowej.
Konsultacja neurochirurgiczna: zakwalifikowano do leczenia operacyjnego. Termin przyjęcia do Kliniki Neurochirurgii 03.08.05
podpisała Ordynator dr. n. med. Hanka Hertmanowska
Wreszcie, po dość długich zawirowaniach przyjęto mnie na oddział. Zostałam „ zainstalowana” w tzw. trójce, tj. pokoju trzyosobowym. Na szczęście był położony od strony północnej, w związku z czym nie odczuwało się zbyt dotkliwie upałów, które tego lata wyjątkowo dawały się we znaki. Był natomiast inny powód do niezadowolenia. Mianowicie Pani, która ze mną leżała chrapała wręcz niemiłosiernie. Było to dość trudne do zniesienia, ale postanowiłam milczeć, gdyż jestem z natury ugodowa. Zresztą miałam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo, ale jednak nie!
Offline
Przed operacją:
Na Przybysza zostałam przywieziona we środę około 13.00
Zaś operację wyznaczono mi na poniedziałek 8 sierpnia 2005 jako pierwszej od rana.
W międzyczasie, podawano mi systematycznie środki przeciw obrzękowi mózgu: minitol, dexaven, medypred itp. Miałam również dietę dla cukrzyków, bo podobno przy sterydach tak trzeba, a poza tym pobierano mi co 2 lub 3 godz. krew z palca i badano poziom cukru. Dziś, gdy już mam to poza sobą piszę o tym na luzie, ale wówczas gdy leżałam na Przybysza zaczynał mnie ogarniać lekki niepokój. Na szczęście był to tylko epizod. Tak właściwie to nawet nie miałam czasu się bać, bo odwiedzały mnie licznie koleżanki, przyjaciółki i najbliższa rodzina. Tylko wnuków nie chcieli wpuszczać na oddział, ale dla mnie to całkiem zrozumiałe.
W poniedziałek – rankiem skoro świt – przyszedł do mnie szpitalny kapelan, by udzielić sakramentu chorych. Obiecał mi to w niedzielę, gdy mój Jurek zawiózł mnie na Mszę św. (szpital przy ul. Przybyszewskiego mieści się w kilku budynkach), a ja leżałam na neurochirurgii, która jest najbardziej oddalona od kaplicy.
Następnymi „odwiedzaczami” były siostry – pielęgniarki, które przyniosły mi „głupiego Jasia” w postaci niebieskich tabletek (dormicum) i pojechałam na salę operacyjną już całkiem nieprzytomna.
Później opiszę co było, gdy wybudziłam się z narkozy po operacji.
Offline
Na sali pooperacyjnej.
Z dnia operacyjnego nie dużo pamiętam. Wiem tylko, że gdy się wybudziłam za rękę trzymała mnie synowa Gosia.
Leżąc przez 24 godziny w całkowitym bezruchu po wybudzeniu z narkozy przespałam pod kroplówkami do drugiego dnia. Dopiero, gdy mnie siostra opieprzyła, zaczęłam się poruszać. Najpierw prawą nogą, później lewą, następnie obydwiema rękami i na końcu głową. Jednakże przez te 24 godziny zaczął mi rosnąć guz na czole, zaś oko coraz bardziej się przymykało Wprawdzie lekarze zapewniali mnie, że często tak jest po operacjach guza mózgu, ale ja zbytnio nie dawałam wiary temu co oni mówią Nie ukrywam, że to mnie niepokoiło. Z ogromnym niepokojem przyjęłam informację o tym, że ów guz będą nakłuwali, a gdy zobaczyłam jaką igłą będą to robili, do końca spanikowałam. Okazało się, że nie było tak źle – być może „psiknęli” mi jakimś g****m znieczulającym. Ten zabieg miałam ok. godz.11.00.
Przez cały ten dzień (a był to 9.08.2005 r.) otrzymywałam różne kroplówki, ale pielęgniary (okropne psiajuchy) nie miały zamiaru informować mnie co jest w kolejnych buteleczkach podwieszanych przy moim stanowisku nr 6. Oj wstrętne „babusy”, żeby „was prąd poraził”.
Tego też dnia odwiedził mnie mój „ślubny”. Wpadł na oddział pooperacyjny niczym huragan, co wzbudziło słuszne moim zdaniem ,oburzenie personelu. Tutaj muszę stanąć po ich stronie, g’woli sprawiedliwości. Nie włożył kitelka ochronnego, ani papci plastikowych, więc nie dziwię się ich reakcji.
Tak minął mi pierwszy dzień po operacji.
W nocy miałam problemy ze zaśnięciem, bo wszystkie urządzenia, pod które byli podłączeni chorzy „pipały” bez umiaru. Dla mnie było to nie do zniesienia, ale w końcu nad ranem zasnęłam i ponoć nawet chrapałam. Znów od rana kroplówki jedna za drugą i znów ta niepewność co mi podają (w końcu pacjent ma prawo wiedzieć czym go faszerują). Tego dnia odwiedziła mnie synowa – Gosia, syn Paweł i drugi syn Kuba, a także mój „ślubny”, osobisty mąż. Podano mi też pierwsze jedzenie (dieta płynna), które zjadłam bez większego entuzjazmu. Choć wszelkie mleczne „ustrojstwa” bardzo lubię. I znowu dłużył mi się czas do przeniesienia na normalną salę. Ale takie są uroki chorowania!!!!!!!!!
Offline
Po nieprzespanej (no nie tak do końca) nocy idę po pół rocznej przerwie na rezonans magnetyczny. Mam fefry jak wszyscy przy takiej okazji. Wczoraj mając dobre ciśnienie wzięłam dla eksperymentu bisocard na zbicie i o dziwo zadziałało. Jurek mnie ledwo odratował kawą-siekierą tak, że z ledwością oboje zdążyliśmy na umówioną wizytę u urologa. Po moim wyjściu z gabinetu wszedł Jurek ze swoimi prostatowymi dolegliwościami. Urolog tak był pod wrażeniem mojej wznowy (ostatnio byłam u niego przed operacją) że spytał Jurka na osobności czy wie
co to jest glejak, a on mu się obśmiał i powiedział, że dziękuje Bogu za każdy dzień mego życia.
Offline
Na sali ogólnej
Trudno dziwić się mojemu wystraszeniu. Wszak do tej pory ukrywaliśmy przed starszymi ciotkami mój stan. W ogóle ukrywaliśmy to, że jestem w szpitalu. Zresztą było to za moim przyzwoleniem. Może to nie było sensowne wyjście, ale ja zakładałam, że może przydarzyć mi się zejście z tego świata i chyba lepiej będzie jeśli to spadnie tak znienacka na moje ciotki niż miałyby się denerwować o wynik operacji itp. Wolałam, żeby zobaczyły mnie już na sali ogólnej. Tak też się stało Około południa „wpadła” do mnie ciocia Ela, najstarsza z żyjących sióstr mojej mamy (moja mama zmarła gdy miałam 3 latka) i zamiast mnie pocieszyć dodatkowo zdołowała mnie swoim narzekaniem i tzw. „jejaniem”
Odwiedzają mnie również dwie znajome siostry Myszka i Ania, Starsza z nich jest lekarką, która swego czasu pracowała na Przybyszewskiego (młodsza też pracuje w służbie zdrowia). Dopiero one potrafiły mnie ustawić do pionu. Widząc moją obolałą gębę nie mówiły o moim stanie, o mojej chorobie lecz dużo opowiadały mi o Bogu, o sensie cierpienia tak, że po ich wyjściu znów wróciłam do wcześniejszego optymizmu (mimo, że nadal fizycznie bardzo cierpiałam)
IRENA- EWA
Offline
Dalszy ciąg odwiedzin
Gdy leżałam na sali ogólnej przyszła mnie odwiedzić ciocia Marysia – kolejna z żyjących sióstr mojej mamy. Jako, że zbliżał się 15 sierpień przyniosła mi do szpitala maleńki bukiecik ziół, zbóż i kwiatków ( ona jest w zespole, który przed 15.08 przygotowuje takie bukieciki, które potem sprzedają przed kościołem). Jak zwykle ona – znowu mnie zdołowała, ale na nią jestem już uodporniona. Na szczęście po niej przyszedł brat mojej mamy wraz z małżonką (Bolesław z Basią). Są to ludzie niezwykle kulturalni i dopiero oni wprowadzili ład i porządek do mojego umysłu.
Każdy z przychodzących przynosił coś do zjedzenia, które to jedzenie później wydawałam pielęgniarkom bo sama nie miałam apetytu, a ile może zjeść człowiek chory? Ja nie zjadałam nawet szpitalnych porcji A skąd miałam mieć apetyt na to, co przynosi mi rodzina , przyjaciele i znajomi?
IRENA-EWA
Offline
16.08.2005
HURA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Już jutro wychodzę do domu. Nie wiem, czy tę noc dam radę przespać, ale postaram się. Póki co spotyka mnie wielka radość! Z odwiedzinami przychodzi do mnie Marylka Turkotowa, która oferuje mi swój warkocz (jest bardzo gruby) na perukę dla mnie. Jestem niesamowicie wzruszona. Owa Marylka jest dla mnie całkiem obcą osobą i znam ją tylko z widzenia i ze spotkań u mojej szwagierki (mojego męża brat i jej mąż chodzili do jednej klasy w szkole podstawowej). Tym bardziej dziwi mnie jej bezinteresowność. Być może przewidywała, że za kilka lat „wyląduje” w tej samej lecznicy, a sama nie była w stanie już tego warkocza umyć. Ale to i tak nie zmienia faktu, że okazała mnie ogromną serdeczność. Marylko dziękuję Ci!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
IRENA-EWA
Offline
Najszczęśliwszy dzień mojego życia!!!!!!!!!!!!
Jeszcze do końca pobytu na „Przybysza” nie miałam pełnej świadomości co mnie czeka. Okazało się, że to dopiero początek. Nasza synowa – Gosia (jest lekarką) – pojechała na onkologię, by przyspieszyć radioterapię. Nie miałam wyobrażenia co to jest. Złazi z człowieka skóra, wychodzą włosy (całymi garściami), a na koniec skóra przybiera kolor bardziej intensywny niż po solarium – dosłownie ciemno brązowy. Ciągłe zawroty głowy i nadwrażliwość na wszelkie wstrząsy, która wcale nie jest uzasadniona, bo gdy pod koniec ja prowadziłam samochód nie odbierałam tego w taki sposób.
Niemniej liczyłam godziny do momentu wyjścia i wypatrywałam syna, z którym byłam umówiona na odbiór ze szpitala. Wreszcie jest – przyjechał i nie pamiętam, czy to on przywiózł mi bukiety kwiatów dla personelu, czy wcześniej mąż to zrobił. Jednakże pamiętam, że było to wspaniałej urody duże anthurium w liczbie 7, 5 i 3. Jeden bukiet dla profesora Nowaka drugi dla siostry oddziałowej, zaś trzeci dla dr Wielocha, który wypisywał mnie ze szpitala. Było też kilkanaście koszyczków brzoskwiń dla pozostałego personelu medycznego (średniego i niższego). Ja byłam w takiej euforii, że byłam w stanie oddać prawie wszystko (no może oprócz życia).
Jazda do domu dłużyła mi się niesamowicie, choć to prawie najbliższy szpital od domu (dosłownie kilka kilometrów) . Byłam po prostu zmęczona i niewyspana, gdyż w tych kilku dniach po operacji był w moim pokoju taki kocioł, że aż strach; prawie żadna z odwiedzających pacjentów osób nie przestrzegała godzin odwiedzin, wiecznie kręcący się personel medyczny, rzygające pacjentki itp. Miałam więc powód do zmęczenia i jadąc do domu nie myślałam o niczym innym, niż o solidnym wyspaniu się. W samochodzie Kuby prawie zasypiałam. Tak mi było z tego powodu wstyd, ale nie potrafiłam tego ziewania i przysypiania opanować. Po powrocie do domu spałam kamiennym snem chyba ze cztery godziny. W tym czasie czuwał przy mnie starszy syn – Paweł, zaś mąż pojechał załatwić do Urzędu Gminy do Tarnowa Podgórnego jakieś służbowe sprawy.
Irena-Ewa
Offline
Wczoraj 3 grudnia 2009 załatwiłam sobie RM głowy na 15 lutego 2010 w szpitalu na Cegielskiego.
Na Przybysza najwcześniejszy termin z kasy chorych jaki mi zaoferowano (miałam tam konkretne skierowanie od neurologa) był na początek maja 2010.
Pozdrawiam wszystkich
Irena - Ewa
Offline
Wczoraj byłem z Ewą na kolejnej wizycie w poradni foniatrii i audiologii. Miała robione badanie błędnika metodą Hallpike’a. Nie wypadło żle ale wykazało upośledzenie. Pani dr Barbara M. gdy się dowiedziała o dwóch glejakach przeprowadziła, moim zdaniem laika, solidne badanie, podobne jak neurololog. Do określenia przyczyny utraty stabilności objawiającej się przewracaniem małżonki, kłopoty z zachowaniem równowagi niezbędny okazał się ostatni wynik RM, którego nie wiadomo czemu nie zabrałem. Jeszcze się widać nie nauczyłem, że do każdego specjalisty: od dentysty, poprzez laryngologa i foniatrę należy chodzić ze wszystkimi wynikami dot. glejaka. Słowo glejak po czterech latach robi na specjalistach wrażenie i starają się pomóc jak mogą, traktując Ewę jak ciekawy przypadek chorobowy. Z gabinetu wyszliśmy z zaleceniem stawienia się na wizytę na początku 13 stycznia łącznie z z RM głowy (chodzi o zmiany w móżdżku - niedokrwienie). Na moje pytanie co pani dr sądzi o dalszym prowadzeniu pojazdu przez Ewę dostaliśmy przykrą wiadomość: nie uważam tego za wskazane. Jest pani dorosła i nie powinna pani narażać innych. Prawdopodobieństwo awarii w pani przypadku jest zdecydowanie większe niż u zdrowych ludzi i do tego bardzo trudne do określenia i leczenia, skoro nie znamy przyczyny jego powstawania. To tyle smutnych werdyktów. nie licząc mojego rozciętego aż do kości wzdłuż maszynką do krojenia chleba kciuka. A radosny werdykt to taki, że po półtora miesiąca kiedy to płytki krwi zaczęły Ewie spadać nastąpił prawie skokowy ich wzrost do dolnej granicy normy, co ją bardzo na święta ucieszyło.
Offline
22 grudnia byłem z Ewą u dr. Sławomira M. specjalisty w sprawach osteopatii i terapii manualnej dysfunkcji ruchu. (optymistyczny reportaż „Kapelusik” na blogu ). Zachwiania równowagi oraz ciągle powtarzające się upadki Ewy bardzo mnie niepokoją. Póki co wszystkie upadki kończą się bez złamań, ale potłuczone kolana, nie dające się dotknąć, nie wróżą niczego dobrego. Czara goryczy wylała się dzisiejszego ranka. Upadek na domowych schodach był na tyle bolesny, że nie było mowy o staniu w kościele, gdy wypadało stanąć. Nie wspominam o zaleconych ćwiczeniach ruchowych , czy krótkim 10 min. spacerze na który nie dała się namówić. Może ktoś może coś mądrego na ten temat powiedzieć?
Offline
Noga z siniakiem nie daje się dotknąć. Dzisiaj kolejna wizyta u dr. Sławomira M. Ćwiczymy chodzenie po schodach oraz wykrok i zakrok, a także równoczesne wykonywanie dwóch czynności np. chodzenie po schodach ze szklanką wody. Okazało się po iluś ćwiczeniach, że poręcz nie jest niezbędna by pokonać jeden bieg schodów. Ewa załamuje mi się psychicznie, nie wierząc, że będzie dobrze. Ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia - stwierdził rehabilitant.
Jerzy
Offline
Oto ostatni wynik RM Ewy
Co o tym sądzicie?
Offline
Niepokoi mnie to wzmocnienie (pokontrastowe jak sądzę), malutkie, bo 3mm to niewielki punkcik, ale jednak jest....
Na pocieszenie moge tylko przytoczyc przykład mojego bogobojnego znajomego, który miał takie zmiany w sercu, że nie powinien zyć..... Bóg dał mu dozyć sędziwego wieku, w dobrej kondycji , nie uzdrawiając namacalnie, tzn... nie było cudu w postaci cofnięcia się zmian.... cudem było to, że żył POMIMO!!!!!
Życzę dużo nadziei, że Irena Ewa nadal będzie żyła POMIMO niezbyt korzystnych wyników RM....to taka wersja minimum, bo mam nadzieję, ze to ognisko sie nie powiększy za 3 miesiące.... a może go wcale nie będzie????
Wszystko w rękach Boga, ale i Waszych.
Ps
Dziękuję w imieniu Małgosi...wczoraj wieczorem Ula przekazała mi info, że wpłynęła wpłata od Ciebie.... jesteś hojnym człowiekiem, tym razem ja zapytam jak Ci mam dziękować???
Offline
Aktualny RM głowy Ewy
http://img265.imageshack.us/img265/5309/img
Jerzy
Offline
Jeszce raz ostatnie wyniki RM Ewy
http://yfrog.com/5aimg0590samwynikj
Jerzy
Przepraszam, ale nie potrafię go wkleić jako obrazu, a nie mam możliwości modyfikowania tego co napiszę lub zrobię wcześniej.
Offline
Jerzy to chociaz przepisz to co jest napisane w opisie do MR, pozdrawiam
Offline
AZA napisał:
Jerzy to chociaż przepisz to co jest napisane w opisie do MR, pozdrawiam
Azo, przytulamy Ciebie do naszych serc za te słowa, tak, jakbyś była naszą córką. Mamy świadomość, że tylko tak utulona będziesz się potrafiła cieszyć razem z nami naszym szczęściem. Oto wynik badania RM głowy nr 2916/10 z 10.05.2010
Wg skierowania - stan po dwukrotnym operacyjnym leczeniu guza lewego płata czołowego (2005 i 2008 oligoastrocytoma III stopnia)
W wysokich przystrzałkowych partiach płata czołowego lewego obecność nieregularnego kształtu jamy opustoszeniowej o max wymiarach: a-p do 57 mmm, wysokość do 19 mm i szerokość do 27 mm. W kierunku jamy opustoszeniowej wyciągnięty jest wyraźnie odcinkowo poszerzony róg przedni komory bocznej lewej. Wokół jamy opustoszeniowej w istocie białej płata czołowego lewego -rozległa strefa gliozy, która sięga ku dołowi do poziomu podstawy lewego płata czołowego. Mniejszy obszar zmian o podobnym charakterze widoczny jest przy rogu przednim komory bocznej prawej - sięga on ku dołowi do poziomu podstawy rogu przedniego komory bocznej prawej.
Po podaniu SK wzmacniają się w niewielkim stopniu zmiany bliznowate położone na obrzeżu jamy opustoszeniowej - nie stwierdza się ognisk wzmocnień podejrzanych o miejscową wznowę procesu rozrostowego.
Układ komorowy bocznie nieprzemieszczony, obie komory boczne są w niewielkim stopniu poserzone. Odcinkowe wyraźne poszerzenie przestrzeni podpajęczynówkowych w operowanej lewej okolicy czołowej, na pozostałych obszarach przestrzeń podpajęczynówkowa w równomiernym stopniu nieznacznie poszerzona. W istocie białej obu płatów ciemieniowych drobne ognisko niedokrwienne (do 3-4 mm). 9 mm ognisko niedokrwienne w tylnych partiach prawej półkuli móżdżku.
Wnioski: badanie MR nie wskazuje objawów miejscowej wznowy procesu rozrostowego.
(-) Doc. M. Stajgis
A dla Ciebie Azo specjalne życzenia w dniu Zesłania Ducha Św.
Niech Duch Pocieszyciel, tak jak kiedyś apostołów, tak teraz Ciebie pocieszy i napełni Twoje wnętrze radością. Niech Twoje łzy smutku zamienią się w łzy radości. Twój Tatuś zmartwychwstał i cieszy się radością oglądania Pana. Przytul do serca córeczkę i ucałuj od nas mamę. Jej szczególnie potrzebne jest Twoje uśmiechnięte oblicze.
Zostań z Bogiem.
Irena Ewa i Jerzy
Offline